Weekend w królewskim Krakowie rozpoczynamy od spaceru od Teatru im. Juliusza Słowackiego, poprzez Floriańską i Kościół Mariacki - także w środku. Na koniec sklep z misiami i pieszo na Kazimierz. Trochę klasycznie, ale za to zimowo. A na Kazimierzu wpadamy do Alchemii, tam czeka już Radek. Po intrygującym koncercie jeszcze spacerek do hotelu Aleksander i...
Wspaniały głos, piękny anturaż. Za drzwiami Alchemii mniej zimy, nieco magii, a klimat eteryczno-cielesny. Co to znaczy? Przyjedź, może poczujesz.
nazajutrz zaczynamy dzień od Art Novuo, secesji wg Wyspiańskiego. Ciekawe, choć bez fantastyki A. Muchy (np. Obecni dum)
Aleja Róż, socrealizm, klub 49, Mateusz Birkut, Osiedle B, walka o krzyż. Wszystko to dotyczy miasta, którego nie byłoby bez socjalizmu. A dziś zamiast Placu Centralnego mamy Plac Centralny im. Ronalda Regana. Ciągle jest wielu takich, którzy woleli poprzednią nazwę. Ale mniejsza z tym. Dziś to po prostu skansen. Szerokie ulice, czasem prowadzą donikąd, półwieczne domy, oszczędnie zdobione. Ludzie jacyś cisi i pochowani. Może to pogoda? Smutek bije zewsząd. Choć sama architektura chyba nie najgorsza - oryginalny układ młodego miasta może zadziwić. Warto zobaczyć.
Na zakończenie dwudniowej wyprawy do Krakowa wpadamy do piwnicy. "Obok polskiej i obcej literatury, artyści mieli sporo własnych tekstów (szczególnie piękne wiersze Dymnego), a czasem wystarczało (ale musiał to zrobić Tadeusz Kwinta) na podstawie wskazówek z czasopisma dla dzieci poinstruować publiczność, jak składać z papieru kaczuszkę". Aktualne. A także piękna piosenka Miki Obłońskiego o miłości do dziewczęcia, narzeczonej, młodej żony, starszej żony. Wzruszające. Powiew młodości zapewniały trzy (?) pięknie śpiewające młode kobitki. A gwiazdą wieczoru był magik, "następny numer, ... bardzo dobry". Np. numer ze sznurkami. Chwila oddechu, refleksji, odpoczynku.
Wrócę jeszcze kiedyś do niedocenianej Nowej Huty :)